21 załóg z rejonu wejherowskiego uczestniczyło w VIII Rajdzie "Złombol 2014" na trasie z Katowic do Barcelony. Główny organizator rajdu z terenu wejherowskiego Leszek Glaza informuje, że wszyscy wejherowscy kierowcy dojechali do celu i powrócili szczęśliwie do kraju. Dzięki tej imprezie udało się zebrać ponad 650 tys. zł na Domy Dziecka, co jest rekordem dotychczasowych edycji Złombola.
- Był to najliczniejszy z dotychczas organizowanych rajdów. Zarejestrowanych było 400 załóg, ale do Katowic na linię startu dojechało 360 pojazdów. Ta kawalkada ruszyła w stronę Barcelony - mówi Leszek Glaza, który tradycyjnie jechał swoja Skodą 100S. Jednak tym razem załogantem był Jacek Cywiński.
Idea rajdu
Idea rajdu nie jest wyścig pojazdów, ale sam udział i cel charytatywny. Każdy fundator, który umieszcza swoją reklamę na naszych samochodach wpłaca bezpośrednio do organizatora określona kwotę. Załogi nie mają styczności z tym pieniędzmi, a udział w rajdzie - utrzymanie pojazdów, wyżywienie i inne koszta, pokrywają ze swoich kieszeni. Wielu ludzi, uczestniczących w rajdzie, mogłoby inaczej spędzić urlopy czy wakacji, ale przez udział w tej imprezie finansują szczytny cel.
Na stronie internetowej Złombola są wykazy uczestników a także lista sponsorów reklam. Sponsorzy każdorazowo otrzymują podziękowania za wspieranie tej idei, jaka jest pomoc dzieciom z Domów Dziecka. Jest to największa samochodowa impreza charytatywna na świecie.
Jak relacjonuje Leszek Glaza trasa, jak na stare pojazdy dawnych krajów socjalistycznych, była bardzo trudna. Dużo wysokich gór. Jazda bocznymi drogami. W górach było trochę problemów z niektórymi wehikułami, ale pokonały wszystkie wzniesienia. Do Lloret De Mar w Hiszpanii, gdzie mieli zagwarantowany duży kemping pod Barceloną, jechali przez Czechy, Słowację, Węgry, Włochy i Francję. Na trasie było wiele ciekawych przygód.
Awarie na trasie
Jako pierwszy z wejherowskiej ekipy zaprotestował Żuk, któremu rozsypała się skrzynia biegów. Na szczęście jeden z kolegów miał ze sobą zapasową skrzynię i dwugodzinnym remoncie na drodze Żuczek odzyskał sprawność i można było jechać dalej. Padła również skrzynia jednej z naszych Syren w pobliżu Włocławka, ale w internecie udało się znaleźć w pobliżu dwie skrzynie do Syreny, po które pojechał jeden z załogantów i po wymianie w nocy można było kontynuować jazdę. Leszek Glaza dodaje, że Syreny lepiej sprawowały się w górach, niż jego Skoda. Pewną ciekawostką jest to, że po raz pierwszy na trasie pojawiła się czarna Wołga Wojciecha Nowakowskiego z Góry Pomorskiej z silnikiem przerobionym na gaz.
- Należy wiedzieć, że z Katowic w ciągu 5 dni należało dojechać do mety. Każdego dnia trzeba było pokonywać po ok. 500-600 km, co oznaczało jazdę po ok. 10-12 godzin dziennie, bo szybciej jak 80 km na godz. jechać się nie dało. Często trzeba było zwalniać przez ograniczenia prędkości - mówi Leszek Glaza przypominając jednocześnie zdarzenie na Węgrzech, gdzie nasz Polonez, przed którym nagle stanął inny pojazd, został staranowany przez TIR-a. Samochód został pokiereszowany z dwóch stron, ale dzięki pomocy innych kierowców, udało się pojazd usprawnić. Jechał dalej z pooklejonymi reflektorami i pogiętą blacharką. "Poldkiem" kierowała młoda dziewczyna, a jej ojciec akurat odpoczywał drzemiąc. Na szczęście wyszli z tego bez szwanku i po opadnięciu emocji mogli kontynuować rajd. Kierowca TIR-a został przez policję ukarany mandatem.
Polskie cztery kółka wzbudzały sensację
Obśmiewane kiedyś samochody z Europy wschodniej np. we Włoszech wzbudzały olbrzymie zainteresowanie. Włosi, którzy po raz pierwszy widzieli z bliska Syrenę czy Żuka, dziwili się, że tak dobrze wyglądają i sprawdzają się na tak trudnych trasach. Okazywali też wiele sympatii kierowcom z Polski za ich odwagę i serce dla innych.
- Bardzo miłe są wrażenia z każdej imprezy a także integracja. Przecież w trudnych sytuacjach pomagamy sobie, wymieniamy częściami do samochodów, poznajemy nowych ludzi, z którymi utrzymujemy potem kontakty. Tak rodzą się fajne przyjaźnie - mówi Leszek Glaza.
Jak dodaje tzw. grupa wejherowska postrzegana jest przez organizatorów bardzo pozytywnie, jako najbardziej zorganizowana i rozpoznawalna przez wszystkich uczestników. Tradycyjnie od początku rajdu z Wejherowa startują Marek Lewandowski, załoga TTM i załoga Leszka Glazy. Stałymi bywalcami są też załogi z Choczewa, Pucka i Gdyni. W przyszłym roku z Wejherowa zamierzają wystartować także 3 załogi z Kartuz.