Nie ucichły emocje związane z odkryciem "złotego pociągu" w sztolniach pod Wałbrzychem, a tymczasem zanosi się na podobną sensację, tym razem na Wybrzeżu. Jeden z mieszkańców Wejherowa złożył bowiem w wejherowskim Starostwie Powiatowym wniosek o pozwolenie na poszukiwanie skarbu zakopanego rzekomo przez Szwedów pod jednym z morenowych wzgórz, na których obecnie znajduje się Kalwaria Wejherowska.
Jak wyjaśnia Jacek Thiel, etatowy członek Zarządu Powiatu w Wejherowie, sprawa objęta jest ścisłą tajemnicą ze względu na wagę problemu i wielką wartość ukrytego skarbu. W grę mogą wchodzić łupy wojenne i skarby zrabowane przez Szwedów podczas wojny prowadzonej w latach 1625-29 na terenie Inflant i Litwy, podczas której przejściowo pod panowanie szwedzkie dostały się Prusy Królewskie i Prusy Książęce. Kiedy w wyniku drugiego rozejmu, podpisanego w 1635 w Sztumskiej Wsi, Polska odzyskała porty bałtyckie, admirał szwedzki Olaf Gustafson zmuszony był w trybie pilnym opuścić porty w Gdańsku i Elblągu, a nie zdążył wszystkich zdobytych łupów zapakować na okręty i wywieźć do Szwecji. Zadecydował wtedy, aby ukryć je w pomorskich lasach, w miarę blisko morza. Niezamieszkały teren w pobliżu rzeki, zaledwie kilka kilometrów od traktu na Puck, wydawał się Szwedom bezpiecznym miejscem na ukrycie tych kosztowności. Nie przypuszczali wówczas, że kilkanaście lat później przyjedzie tutaj ktoś taki jak Jakub Wejher i zacznie penetrować te tereny, by w końcu założyć tu osadę.
Jacek Thiel nie chciał ujawnić nazwiska wejherowskiego poszukiwacza historycznych pamiątek, który od wielu lat przeszukuje z wykrywaczem metali okoliczne lasy, a także wczytuje się w zapiski zabytkowych ksiąg znajdujących się w Klasztorze oo. Franciszkanów oraz w Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej. Ów poszukiwacz analizując zapiski w zbiorach prof. Gerarda Labudy trafił na pewne informacje, które mogą wskazywać, że zrabowane przez Szwedów skarby znalazł Jakub Wejher. Mając tak zasobne źródło mógł wybudować za nie kościoły i osadę miejską o nazwie Wejherowska Wola. Niestety, Jakub Wejher żył krótko i nie zdążył opróżnić całego tajemniczego skarbca. Jednak jakiś zaufany i przezorny zakonnik z otoczenia Jakuba Wejhera, który wiedział o skarbie, utworzył tajemniczym kodem zapis pozwalający określić lokalizację tego miejsca. Tę tajemnicę w ostatnich latach swego życia rozszyfrował prof. Labuda, ale nie ujawnił tej informacji. Można domniemywać, że profesor nie był materialistą i bogactwa nie były celem jego szlachetnego życia. Poczynione przez niego notatki zakodowane wierszem, ktoś jednak odczytał...
- Od kilku dni prowadzimy aktywne rozmowy z mieszkańcem Wejherowa, który dokonał tego odkrycia. Władze miasta Wejherowa są bardzo zainteresowane tą sprawą i udzielą pomocy w odnalezieniu tego skarbu. Zanim to jednak nastąpi trzeba przeprowadzić badania specjalistyczne gruntu z zastosowaniem najnowszych przyrządów, a to wymaga podjęcia odpowiednich umów z firmami prowadzącymi tego typu na usługi, które przecież nie są tanie. Uzbrójmy się w cierpliwość – mówi Beata Rutkiewicz, zastępca prezydenta Wejherowa.
Wejherowscy urzędnicy nie do końca wierzą w tę historię, ale wyjaśnili poszukiwaczowi skarbów, że wszystko co znajduje się w ziemi, jest własnością Skarbu Państwa i dopiero po ewentualnym odnalezieniu skarbu oraz oszacowaniu jego wartości, będzie można mówić o odstępnym. Poinformowali również, że sugerowane miejsce znajduje się na terenie miejskich lasów komunalnych i bez obecności leśników oraz urzędników nie wolno prowadzić na tym terenie żadnych wykopalisk. Sprawa jest w toku. Jak długo potrwają procedury związane z uzyskaniem pozwolenia na podjęcie tych poszukiwań nie wiadomo. Mieszkaniec Wejherowa wierzy, że szwedzki skarb odnajdzie szybciej, niż owiany sławą złoty pociąg pod Wałbrzychem.